2 kwietnia 2011

Primaaprilisowe żarty wydawców mogą obrócić się przeciwko nim samym

Pierwszy kwietnia to chyba najgorszy z dni dla mediów wszelakich: tradycyjnych i nowych. Nie wiem jak czytelnicy tego bloga, ale ja bardzo chcę wierzyć w to co czytam czy widzę na ekranie, a media powinny być swoistym rodzajem filtru uwiarygodniającego informacje przekazywane odbiorcom. Dlaczego zatem, hołdując przaśnym zwyczajom, media same niszczą swoją wiarygodność, podcinając tym samym gałąź, na której siedzą?

Najwięcej traci na tym oczywiście prasa, która jak wiadomo nie jest w zbyt ciekawej sytuacji rynkowej. Wpadki dziennikarskie zdarzają się od czasu do czasu, wiarygodność mediów poddawana jest w wątpliwość w szczególności przy napiętej sytuacji politycznej, gdzie różne strony polityczne za wszelką cenę udowadniają jednostronność, manipulacje i brak uczciwości mediom o innych niż partyjne linie programowe. Uprawiając hoaxing, czyli oszukując i żartując z czytelnika, media same pozbawiają się tego, co jest prawdziwą istotą dziennikarstwa.

Pierwszego kwietnia przeglądałem różne portale: gazetowe, telewizyjne, ale także te, które dedykowane są tylko sieci. Każdą wiadomość mierzyłem przez pryzmat tego, czy autor informacji nie robi sobie czasem ze mnie żartu. I przyznam, że brak zaufania do któregokolwiek z mediów było fatalnym wrażeniem.

Jednym z dostrzeżonych przeze mnie żartów, był artykuł na temat Krzysztofa Globisza mającego zostać rzecznikiem prasowym Donalda Tuska. Artykuł był teoretycznie nieszkodliwy, nie sądzę by ktokolwiek, kto widział wyczyny profesora Globisza (filmik poniżej), uwierzył w zawarte w nim informacje. Redakcja „Gazety Krakowskiej” powinna jednak pamiętać, że tradycyjny czytelnik medium drukowanego niekoniecznie musi śledzić trendy i mody, jakie panują w Internecie. O ile filmik bił rekordy popularności w wirtualnym świecie, o tyle ta część czytelników, która nie miała o zajściu pojęcia, mogła zostać rzeczywiście oszukana.



W „Gazecie Wyborczej” napisano o powrocie kartek na cukier - Państwa ocenie pozostawiam ten żart. W tyle nie pozostawały również media elektroniczne, czerpiące dziś najwięcej z malejącej wiarygodności mediów tradycyjnych. Z lokalnego portalu HaloLodz.pl dowiedziałem się, że na jednej z łódzkich ulic policja zatrzymała do kontroli czołg. Nie chcę obrażać inteligencji ludzi czytających ten portal (nie sądzę bowiem, by ktoś się na to nabrał), ale poziom żartu niestety świadczy też o jego wydawcy.

Najbardziej popularnym „żartem” był chyba rzekomy felieton Jarosława Kaczyńskiego w „Polityce”. Dużo mediów, w tym TVN24, zacytowało fałszywą informację i myślę, że tygodnik mógł na tym wiele stracić. W tym wypadku to nie wiarygodność „Polityki” postawiona została na szali – pozostali wydawcy, przez to, że wystawiono ich na pośmiewisko, mają prawo czuć się najzwyczajniej obrażonymi. Przez to, cytowalność tego tygodnika w mediach może nieco zmaleć w najbliższych miesiącach.

Na jednym z łódzkich spotkań poświęconych mediom, którego byłem organizatorem, gościliśmy w charakterze prelegentki Joannę Delbar, prezes Związku Firm Public Relations oraz firmy Telma Communications Group. Pokazała ona zjawisko hoaxingu, jako ryzykowne działanie mediów, ale wytłumaczalne w tych niewielu okolicznościach, w których media chcą pokazać społeczeństwu zjawisko dla tych odbiorców ważne. Tak postąpiła belgijska telewizja RTBF, która dla podkreślenia niebezpieczeństwa w postaci rosnącego poparcia dla niepodległości Flandrii, w szczycie oglądalności przerwała nadawanie programu dla specjalnej, fikcyjnej informacji o oderwaniu tej krainy od Belgii. Wiadomość była wzmocniona plotką o tym, że para królewska uciekła z Belgii do Republiki Kongo. Poniżej umieszczam film (francuskojęzyczny) z tej mistyfikacji, do której przygotowania trwały dwa lata, a która zdecydowanie podniosła świadomość problemu w belgijskim społeczeństwie. Hoaxing ten jednak nie miał na celu kpienia sobie z odbiorcy.



Pierwszy kwietnia nie był ciekawym dniem dla wydawców i ich informacji. Nie wszystkie media zdecydowały się na kpiny z czytelników, choć one również ucierpiały na odbiorze. Przykładowo, nie znalazłem szczególnych żartów na stronie www mojej lokalnej gazety, „Dziennika Łódzkiego”. Mimo to, każda przeczytana tam informacja, przyjmowana była przeze mnie z przymrużeniem oka. I nie tylko przeze mnie – artykuł na temat odświeżania przeterminowanego mięsa przez znaną sieć sklepów i dalsze jego sprzedawanie, wstrząsnęło mną jako konsumentem. Niestety, próżno szukać tam marki tych sklepów, co dla wielu czytelników było powodem do odebrania tej wiadomości jako fikcyjnej (tak wynika z komentarzy pod artykułem i dyskusji na moim facebookowym profilu). Dlatego też załączam mój mały apel do mediów: nie oszukujcie odbiorców. Pomyłki i niedociągnięcia (choć nie powinny) zdarzają się i są zdecydowanie łatwiej wytłumaczalne niż świadome oszukiwanie swojego czytelnika.