Mam taką refleksję w kontekście aktualnych wydarzeń w Libii i sposobie relacjonowania ich przez polskich i zagranicznych wydawców. Przeglądając główne portale i stawiając się w roli przeciętnego czytelnika, nie byłbym skłonny wydać złotówki na treści z nich pochodzące - wszystkie wyglądają identycznie. A naprawdę nie trzeba wiele, by wybić się na ich tle.
Do tych nietypowych wniosków, w świetle samych libijskich wydarzeń, skłoniła mnie lektura strony należącej do fotografa freelancera świadczącego usługi dla mediów, aktualnie przebywającego w Libii. Zdjęcia Davida Sperry-ego (choć nie jest ich wiele) są poruszające - od 4 marca przebywał z uchodźcami w obozie na granicy Libii i Tunezji. Tydzień później przemieścił się do serca wydarzeń.
Dlaczego o tym piszę? Wydawcy powinni umieć swoimi treściami zwrócić na siebie uwagę, wyróżniać się z tłumu. Tymczasem dzisiaj, we wszystkich mediach elektronicznych królują dwie litery: AP (Associated Press). Na wszystkich dużych portalach widzę tylko jedno zdjęcie (galeria poniżej). Informacje w znacznej części bazują na tych samych depeszach prasowych. W takiej sytuacji zdecydowanie wybieram Twittera jako główne źródło informacji o bieżących wydarzeniach. A wydawcom rekomenduję rozglądanie się za takimi osobami jak wspomniany David Sperry.
A oto "galeria" dzisiejszych jedynek dużych portali internetowych (żeby nie było, że narzekam tylko na polskich wydawców). Sami wybierzcie, gdzie dowiecie się czegoś nowego:
Gazeta.pl:
TVN24.pl:
Dziennik.pl:
NYTimes.com:
Guardian.co.uk:
TheTimes.co.uk:
DailyTelegraph.com.au:
DieWelt.de:
ElPais.com:
LeFigaro.fr:
WP.pl: