15 stycznia 2009

Nadchodzi kolejny wielki dzień rekordów sprzedaży amerykańskiej prasy

Amerykańscy wydawcy uczą się na błędach. Czy może inaczej - dostrzegają wcześniej przeoczone możliwości. Około dwóch miesięcy temu pisałem jak gazety USA wyprzedały się do zera po wyborach prezydenckich i musiały dodrukowywać duże ilości egzemplarzy. Bazując na tamtym doświadczeniu, wydawcy dostrzegli szansę w zaplanowanym na 20 stycznia wydarzeniu. "Washington Post", który poprzednio musiał dodrukowywać 600 tysięcy egzemplarzy, już się przygotowuje na dzień zaprzysiężenia Baracka Obamy.

"Washington Post" ma ambitny plan. 20 i 21 stycznia zamierza wydrukować 1.720.000 egzemplarzy gazety z przeznaczeniem wyłącznie do sprzedaży na ulicach Waszyngtonu. Razem z prenumeratą w te dni (około 490.000 egzemplarzy dziennie), łączny nakład gazety na dwa dni wyniesie 2,7 miliona egzemplarzy. W te dni gazeta będzie ukazywać się dwukrotnie - rano i popołudniu.

Nakład gazety w te dni będzie zbliżony do historycznego nakładu z 5 listopada, który wyniósł 1,5 miliona egzemplarzy. Był to najwyższy nakład w historii "Washington Post", przekraczający nawet złote dla amerykańskich gazet czasy lat osiemdziesiątych.

Ale nasycenie rynku gazetami to nie wszystko, zadbano również o ich dystrybucję. Do rozprowadzenia całego nakładu zatrudnionych ma być dodatkowych 500 osób, w tym rzesza bezrobotnych i bezdomnych. Na czas zaprzysiężenia, miasto będzie szczególnie strzeżone, a drogi otwarte dla ruchu będą zakorkowane. Spodziewany jest przyjazd około 15.000 autobusów turystycznych. Ci wszyscy ludzie, to potencjalni kupcy specjalnych wydań "Washington Post".

Ale nie tylko waszyngtońska gazeta szykuje się na wielki dzień. Większość dzienników szykuje na wtorek dodatki specjalne. Wszystkie zwiększają planowane nakłady. Największa z nich, "New York Times" zamierza zwiększyć środowy nakład z tradycyjnego 1,25 miliona do 2,2 miliona egzemplarzy.

Takie przygotowania amerykańskich wydawców do wydarzeń specjalnych dowodzi moim zdaniem tego, że prasa drukowana nigdy tak do końca nie umrze. Mieszkańcy krajów wysoko rozwiniętych, nadal potrzebują gazety papierowej, gdyż w chwilach takich jak wybór czy zaprzysiężenie pierwszego czarnoskórego prezydenta, drukowane wydania z miejsca nabierają historycznej wartości. Mimo, że te same artykuły będą do przeczytania w internecie, produkt namacalny nadal stanowi większą wartość czytelniczą. Wydawnictwa przechodzą kryzys, tytuły prasowe są zamykane, ale tutaj idealnie znajduje zastosowanie teoria ewolucji Darwina - przetrwają najsilniejsi. Gazeta papierowa stanie się swego rodzaju dobrem luksusowym, będącym symbolem minionej epoki i jednocześnie pokazującym pewien status społeczny. Papier nie zginie, po prostu zainteresowanie nim zmaleje do nie znanego nam jeszcze poziomu. Jednocześnie, zainteresowana nim będzie prawdopodobnie grupa ludzi skłonnych płacić za gazetę dużo wyższą cenę. Ten fakt z kolei wpłynie na rodzaj i ceny reklam umieszczanych w gazetach (więcej miejsca na dobra luksusowe, mniej lub zero na ogłoszenia drobne). Na chwilę obecną sądzę, że gazeta papierowa nie umrze, ale za kilka lat stanie się zupełnie innym produktem, przeznaczonym dla zupełnie innej grupy odbiorców.

Brak komentarzy: