4 listopada 2009

Media w internecie: szansa, zagrożenie, konflikt?

Dyskusja na temat przyszłości mediów jest coraz głośniejsza i cieszę się, że zahacza ona również o Łódź. Dzisiaj, na Uniwersytecie Łódzkim, dyskutowali o niej Barbara Piegdoń-Adamczyk (redaktor naczelna łódzkiego wydania "Gazety Wyborczej"), Igor Janke z Salonu24, Piotr Zaremba (publicysta "Polski") oraz Jan Smoleński z Krytyki Politycznej.


Spotkanie otwarto dość tradycyjnym pytaniem, czy internet stanie się grabarzem prasy. Pierwsza wypowiedziała się naczelna łódzkiej Wyborczej, twierdząc, iż pogłoski o śmierci gazet drukowanych są przedwczesne. Barbara Piegdoń-Adamczyk stwierdziła, iż istnieją pewne przyczyny - nienazwane, niezidentyfikowane - z powodu których czytelnicy gazet papierowych odchodzą. Raczej mało prawdopodobnym jest by czytelnicy przestawali czytać w ogóle, a więc jedyną możliwością jest, że przenoszą się gdzie indziej. Ważnym spostrzeżeniem, doskonale zresztą widocznym w internetowej strategii Agory, było stwierdzenie, że czytelnicy dzielą się na coraz węższe grupy ludzi, którzy interesują się coraz to nowymi rzeczami. Jak się domyślam, pani redaktor podkreślała w ten sposób znaczenie nisz czytelniczych, o których później wspominali pozostali prelegenci.

Igor Janke widzi przyszłość prasy drukowanej w ciemniejszych barwach. Rozwój internetu jest jego zdaniem czymś zupełnie innym niż przywoływane często momenty w historii gdy pojawiały się nowe media typu kino czy telewizja. Dzisiejszy proces jest poważniejszy, porównywalny znaczeniowo z rewolucją przemysłową. Do niedawna przewidywano, że gazety mogą stracić znaczenie, dzisiaj jako wydawcy odczuwamy to na własnych skórach ("Gazeta Wyborcza" sprzedająca przed dwoma laty 450 tys. egzemplarzy, dziś sprzedaje ok. 300 tys., "Rzeczpospolita" notuje spadki ze 180 tys. do ok 110 tys. w tych samych okresach). Dla Igora Janke jest to dowód na to, że gazety nie przetrwają w obecnej formie. Sam przyznaje, że o ile za dwa lata będzie nadal pracował w mediach, o tyle co do 5 lat nie ma już takiej pewności.

Bardziej niż przyszłość gazet zainteresowała Jana Smoleńskiego przyszłość samego dziennikarstwa. W jego opinii prawdziwe dziennikarstwo, a zatem i gazety, są niezagrożone, ponieważ zawsze będzie popyt na sprawdzoną i ciekawą informację, a tej nie da się stworzyć bez prawdziwego zaangażowania człowieka. Kluczowym argumentem okazało się stwierdzenie, że mimo zmian w mediach na przestrzeni dziejów, dziennikarstwo przetrwało w niezmienionej formie i jakości. Nadal istotne jest zaangażowanie dziennikarza, i to rozumiane szerzej niż pasja np. dziennikarzy obywatelskich.

Piotr Zaremba zaczął ostrożnie, twierdząc, że diagnozę prasy już znamy, ale trudno przewidzieć jej przyszłość. Wszystko może potoczyć się w kierunku modelu amerykańskiego, gdzie gazety znikają z rynku i przenoszą się w całości do internetu, ale mogą też przetrwać w niezmienionej formie. Tym, czym do tej pory różnimy się od USA jest to, że w Polsce żadna jeszcze gazeta nie przeniosła się całkowicie do internetu. Portalom internetowym jeszcze póki co nie udaje się wysłać korespondenta za granicę, czy przeprowadzić prawdziwego dziennikarskiego śledztwa.

Zgodziłem się z wszystkimi prelegentami, którzy nie uznają internetu jako jednolitego medium zagrażającego tradycyjnym. Sieć jest tak naprawdę tyglem, skupiskiem silnych i słabszych mediów. Ta mnogość opinii może być zarówno jedną z głównych cech (Igor Janke), jak i zagrożeń dla internetu. Piotr Zaremba uznał bowiem to rozproszenie mediów w sieci jako słabość, przeszkodę w budowaniu opiniotwórczości. A ta z kolei ma zagwarantować gazetom przetrwanie. Słabość wskazana przez Piotra Zarembę okazała się mocną stroną w oczach Igora Janke. Przywołał on przykład skrzyknięcia się kibiców przeciwko PZPN-owi, gdzie parę głosów w sieci wywołało efekt kuli śnieżnej, która zgarniała coraz to większe zainteresowanie. Zaremba skwitował jednak, że internet jest dobry do skrzykiwania się i przeprowadzania rozmaitych akcji, ale jest to nadal dalekie zjawisko od opiniotwórczej informacji.

Nie tylko na tej płaszczyźnie rozmówcy spięli się ze sobą. Zdaniem Igora Janke, zbudowanie opiniotwórczości przez internet to tylko kwestia czasu. Gdyby np. stenogramy CBA pojawiły się najpierw w internecie a nie w papierze, sieć już byłaby nośnikiem opinii. Ale jest to, zdaniem prelegenta, tylko kwestią czasu. Piotr Zaremba obstawał przy swoim, twierdząc, że to dopiero papier nadaje rangę informacji.

Tę tezę zdawała się potwierdzać również Barbara Piegdoń-Adamczyk, która internet określiła mianem medium depeszowego, a nie opiniotwórczego. Zadała również ciekawe pytanie, czy procesowi dygitalizacji powinien podlegać każdy pracownik mediów, czy może internet powinien pozostać domeną ludzi w pewnym, młodym, wieku. Mówiąc to przywoływała przykłady wybitnych amerykańskich dziennikarzy, którzy wypadli z rynku gdyż nie udało im się dostosować do wszystkich narzędzi, jakich dziennikarze mogą dziś używać (audio, video, etc.). Barbara Piegdoń-Adamczyk w jeszcze jednym miejscu rozdzieliła prasę od internetu: sieć jest miejscem, gdzie (w przeciwieństwie do prasy) trzeba się naprawdę naszukać, by znaleźć perełkę dziennikarską.

Idąc za wezwaniem Jana Smoleńskiego o konieczności zbudowania pozarynkowego modelu finansowania dziennikarstwa (teza, z którą absolutnie się nie zgadzam - vide bailout w USA czy darmowa prenumerata dla 18-latków we Francji), moderator dyskusji poruszył temat pieniędzy i zarabiania w internecie. Słusznie przypomniał, że w czasie przenoszenia się gazet do sieci, pieniądze z papieru nie przepływają wystarczająco szybko do internetu.

Ponownie Igor Janke uspokoił słuchaczy twierdząc, że za dwa lata najwięcej pieniędzy na rynku reklamowym będzie pochodziło właśnie z internetu. Dzisiaj reklamodawca ogłasza się w 3 największych gazetach i ma poczucie, że posiada olbrzymi zasięg. Jednak coraz bardziej liczy się profil odbiorcy reklamy, a dotarcie do właściwego targetu zapewnią tylko portale niszowe i specjalistyczne. Na szczęście, w tym kierunku idzie większość polskich wydawców.

Piotr Zaremba wrócił do tematu opiniotwórczości, zahaczając o kolejny temat-rzekę, czyli anonimowość. Jego zdaniem opiniotwórczości nie da się zbudować właśnie poprzez anonimowość niektórych twórców. Jak łatwo przewidzieć, rozgorzała dyskusja o Katarynie, której nie dałem rady wysłuchać już do końca. Nie ze względu na temat dyskusji, a z powodu napiętego harmonogramu.

Podsumowując, spotkanie zapowiadało się naprawdę ciekawie, do czasu przywołania case'u Kataryny. Mam nadzieję, że później było równie interesująco i padło kilka konstruktywnych wniosków i przemyśleń. Jak tylko pojawi się wersja audio ze spotkania (było nagrywane przez organizatorów), postaram się podlinkować również na tym blogu. Sam jestem ciekaw dalszego przebiegu spotkania. Piotr Zaremba co prawda wrzucił wszystkich słuchaczy do jednego worka i ze względu na organizatora spotkania określił ich zwolennikami lewej strony politycznej (najwyraźniej uznał, że nie pojawi się nikt przy zdrowych zmysłach najzwyczajniej zainteresowany tematem mediów - jak np. ja), ale mimo tej drobnej wpadki uważam to spotkanie za całkiem udane.

Oczekuję coraz więcej tego rodzaju wydarzeń w Łodzi, ciesząc sie jednocześnie, że sam mogę być współorganizatorem jednego z nich.