13 października 2008

INMA 2008: Jak blogi mogą pomóc gazetom w walce o czytelników

Mam dobrą wiadomość dla czytelników tego bloga - blog nie umarł. Poświęciłem się przez chwilę uzupełnianiu informacji z konferencji INMA 2008 na Forum4Editors. Ale teraz, jako kolejne echa konferencji INMA, mogę podzielić się streszczeniem jednego z wielu wystąpień, które zrobiły na mnie wielkie wrażenie. Prezentacja dotyczyła tego, jak blogi mogą pomóc wydawcom zwiększać przychody.

"Gazety były kiedyś podstawowym źródłem informacji, ale to już przeszłość" - zaczął swoje wystąpienie John Wilpers z Innovation Media Consulting. Nikt nie zaprzeczy już faktowi, że czytelnicy odchodzą od gazet drukowanych - świadczą o tym ogólnoświatowe tendencje spadkowe w sprzedaży egzemplarzowej. W samej Unii Europejskiej, sprzedaż gazet zmalała o 2,37% w minionym roku i o 6% na przestrzeni 4 lat (od 2003 roku). Podobnych spadków doświadcza większość rynków prasowych na świecie.

"Gazety były kiedyś podstawowym źródłem informacji, ale to już przeszłość"Największym jednak zagrożeniem dla gazet drukowanych są spadki czytelnictwa w najmłodszych grupach docelowych. Mamy więc pewną dwubiegunowość. Spadek czytelnictwa z jednej strony spowodowany jest starzeniem się społeczeństwa i naturalnym umieraniem czytelników. Z drugiej jednak strony nie jest zastępowany nowymi, młodymi czytelnikami. Kluczowym zadaniem dla wydawców powinno być zatem zaangażowanie najmłodszych grup i przyciągnięcie ich do swoich wydawnictw, niekoniecznie drukowanych.

Czego szukają młodzi?
W badaniu preferencji, młodzi ludzie mieszkający w Europie (przedział wiekowy 15-34), jako podstawowe źródła informacji, podali:
* Internet (46%)
* telewizję (35%)
* książki (7%)
* gazety (3%)
* magazyny (1%)
Gazety, jak widać, nie mają w tym zestawieniu najlepszej pozycji. Konieczne jest zatem zastanowienie się nad potrzebami młodych czytelników. A oto czego szukają ci sami młodzi Europejscy czytelnicy:
* lokalnych informacji związanych z ich stylem życia i zainteresowaniami,
* informacji i społeczności wokół współdzielonych zainteresowań,
* różnorodności opinii,
* możliwości tworzenia informacji.

Odpowiedzią na ich potrzeby mogą być właśnie blogi. Blogi, które stanowią integralną część internetu. Blogi, które są przepełnione tworzoną przez nich treścią, z ich przemyśleniami i ich zainteresowaniami. Blogi przygotowywane przez nich lub ludzi im podobnych. I wreszcie - blogi, które umieszczane będą zarówno na stronach internetowych wydawców jak i na drukowanych stronach gazet (zamiast w zakładkach-tyglach, skupiających wszystkie możliwe publikacje).

Ile jest tych blogów? I czy ktoś to w ogóle czyta?
Oczywiście, blog blogowi nie jest równy, a najważniejsza jest treść w nim zawarta. Jednak biorąc pod uwagę popularność blogów na całym świecie, naturalne wydaje się wzięcie pod uwagę tej formy komunikacji w strategii rozwoju wydawnictwa. Może trudno w to uwierzyć, ale narodziny tych internetowych "pamiętników" datowane są na 1994 rok (blog studenta Justina Halla). W 2002 roku istniało już 200.000 blogów. Rok później już 3,5 milionów blogerów szczyciło się swoją działalnością. Pod koniec 2007 roku istniało już 70 milionów blogów, a z końcem bieżącego roku ta liczba ma być podwojona. Czy taka ich popularność może być przypadkowa? W niektórych przypadkach tak, ale istnieje mnóstwo blogów, których autorzy tworzą takie treści, jakich sami nie mogli znaleźć gdzieś indziej (ciekawe ile polskich bloggerów podpisałoby się pod tym stwierdzeniem, ja podpisuję się obiema rękami).

Jednak nie tylko liczba istniejących blogów ma znaczenie. Dla gazet liczyć powinno się to, że 346 milionów ludzi na całym świecie (77% korzystających z internetu) czyta blogi. Co ciekawe, jak mówi John Wilpers, blogerzy są stosunkowo tanim źródłem treści. Wśród przebadanych bloggerów, motyw pieniężny nie znalazł się nawet w pierwszej piątce najczęściej wymienianych powodów do blogowania!. Wśród najczęstszych motywów znalazły się:
* wyrażanie poglądów na interesujące tematy,
* dzielenie się ekspertyzą i doświadczeniem z innymi,
* poznawanie ludzi o podobnych zainteresowaniach.
Pieniądze znalazły się na szóstym miejscu w tym zestawieniu. Blogerzy nagradzani są bowiem za swoją pracę w zupełnie inny sposób. Zdobywanie semi-sławy poprzez rosnącą liczbę czytelników, awans w pracy, lepsze propozycje pracy i wreszcie osiąganie lepszej rozpoznawalności na rynku - to są zjawiska, które zaspokajają wielu blogerów, zwłaszcza, jeżeli łączy się to z przyjemnością, jaką jest zarażanie innych własną pasją.

A co z tą Polską?
Analizując samą platformę Blogger.com (na której mieści się m.in. blog "eM jak Media"), można zauważyć, że w samej Polsce, zarejestrowanych jest na niej około 53,5 tysiąca blogerów. Opublikowali oni łącznie prawie 1.200.000 postów, z czego około półtora tysiąca - zaledwie wczoraj. Liczny te powinno przemnożyć się conajmniej przez dwa, biorąc pod uwagę, że druga z najpopularniejszych platform blogowych - Wordpress.com, cieszy się podobnymi statystykami. Który wydawca pogardzi taką bazą informacji, opinii, komentarzy czy analiz?

John Wilpers zdaje sobie sprawę, że nie wszystkie blogi nadają się do publikacji. Ale jeżeli luźno przyjąć, że 10 procent z nich jest dobrych... a 5 procent bardzo dobrych, to liczba ta nadal jest ogromna. I w dużej mierze są to niewykorzystane zasoby dzisiejszych gazet. Bo wiele osób gotowych byłoby zamieszczać swoje wpisy pod adresem np. www.rp.pl/nazwa_bloga lub www.gazeta.pl/nazwa_bloga. Rozpoznawalność marki, jaką jest tytuł gazety, może być dodatkową nobilitacją dla blogera. Dodatkowy ruch, który mógłby trafiać na jego blog z głównej strony gazety też byłby ważnym argumentem.
A sama gazeta? Obudowując swoją stronę internetową blogami o różnej tematyce, dysponowała by w ten sposób opiniami prawdziwych komentatorów życia codziennego, a nie przypadkowymi, pełnymi inwektyw, komentarzami do tekstu. Nie wspominając już o tym, jak fantastycznym źródłem informacji mogliby być lokalni blogerzy - docierającym często głębiej niż sami dziennikarze.

Uczmy się od innych
John Wilpers wspomniał w trakcie konferencji o doświadczeniu bezpłatnej gazety "BostonNow", która właśnie otworzyła się na współpracę z autorami blogów. Strona internetowa tego pisma zawierała 3.900 blogów, z czego 900 było aktualizowanych regularnie. 5 z 13 najczęściej wybieranych adresów na domenie bostonnow.com, należało do blogów. Najdłuższy czas przeglądania strony również należał do bloga. I wreszcie, największa ilość unikalnych użytkowników z zewnątrz, pochodziła właśnie z blogów z marką "Boston Now".

Czy jest się czego bać?
Otwieraniu się gazet dla blogerów mogą sprzeciwiać się pracownicy redakcji. Edytorzy mogą obawiać się, że gazeta przez takie działanie mogłaby stracić wiarygodność, na którą tak ciężko wszyscy pracowali. Ale ideą nie jest otwarcie się na wszystkie blogi, tylko na te najlepsze. A jak można zmotywować autorów blogów by brali odpowiedzialność za swoje słowa? John Wilpers i na to pytanie ma odpowiedź - wynagrodzić ich w taki sam sposób jak wynagradza się autorów zewnętrznych lub freelancerów, ale i tak samo karać ich w przypadku gdy popełnią błędy (rezygnować z ich usług). Blogerzy nie staną się w ten sposób dziennikarzami - ci drudzy szkoleni są w znajdywaniu i sprawdzaniu faktów. Blogerzy oceniają rzeczywistość. Graficzne oddzielenie jednych od drugich na łamach gazety, może być ciekawym odświeżeniem tytułu. I jednocześnie pokazaniem rynkowi, że nie boimy się innowacji a samemu czytelnikowi - że rozumiemy jego potrzeby i wychodzimy im naprzeciw.

Brak komentarzy: