Błędy, sprostowania, uzupełnienia, przeprosiny... co łączy te wszystkie określenia? Wspólna niechęć polskich gazet do publikowania ich na swoich łamach. Redakcje polskich gazet potrafią zrobić naprawdę wiele, byle tylko nie przyznać się do błędu.
Dlaczego tak podkreślam nietypowość naszego rynku prasowego? Redakcje (być może słusznie, swoją drogą jestem ciekaw czy były prowadzone jakieś badania na ten temat) obawiają się, że zbyt duża liczba sprostowań spowoduje spadek ich wiarygodności w oczach czytelnika, a w konsekwencji odejście tego czytelnika do innej gazety.
Sytuacja wydaje się być jak najbardziej logiczna i zrozumiała. Ale jak czytam w "Dziennikarstwie" autorstwa Marka Chylińskiego i Stephana Russ-Mohla:
"Francuskie gazety natomiast, które sprostowania publikują bez zbędnych utrudnień, nawet gdy nie są w pełni przekonane do racji adwersarza, uznawane są przez czytelników za bardziej wiarygodne!"
I dalej, z tej samej książki:
"Inaczej jest w Stanach Zjednoczonych, tam "corrections" są oczywistością, przynajmniej w prasie. Odbiorcy doceniają, że gazeta ich nie zwodzi i odpłacają zaufaniem - gazety, które prowadzą stałą rubrykę sprostowań, w sondażach cieszą się większą wiarygodnością".
Nieważne już, który rynek jest nietypowy - nasz, czy ten francuski lub amerykański. Ostatnio jednak natknąłem się na ciekawy przypadek z Indii. Tamtejsza gazeta "Mint" (anglojęzyczna, powstająca w kooperacji z "The Wall Street Journal") ma bardzo ciekawą politykę dotyczącą publikacji sprostowań. Po pierwsze, na drugiej stronie gazety zamieszczana jest specjalna rubryka, w której publikowane są wyjaśnienia i sprostowania. Jest to jedna z najpopularniejszych rubryk czytelniczych - czytelnicy śledzą dokładnie materiały, a następnie wysyłają informację o braku lub niepoprawnej informacji w tekście. Duży plus, ponieważ jest to zawsze dodatkowa interakcja z czytelnikiem.
Ale naprawdę duże wrażenie zrobiło na mnie inne działanie redakcji "Mint". Z okazji pierwszych urodzin gazety, redakcja postanowiła pokazać statystyki popełnianych błędów:
W efekcie umieszczono dwa wykresy pokazujące udział rodzaju błędu (merytoryczny, liczbowy, ortograficzny itp) w ogólnej liczbie błędów oraz, co chyba najciekawsze, podobny wykres, tyle że dotyczący winowajcy błędnej publikacji:
No cóż, errare humanum est, trzeba tylko umieć przyznać się do tego błędu. A Państwo którą ze szkół dotyczącą publikacji sprostowań preferowalibyście?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz