Pierwszego kwietnia zrobiło się dość głośno o "The Washington Post". Częściowo stało się to z winy redakcji dziennika, ale przede wszystkim z powodu głupiego żartu, którego jeden znajomy postanowił zrobić swojemu przyjacielowi na łamach gazety. Ocenę tego psikusa pozostawiam Wam.
Tego dnia, w dziale Wspomnienia obok nekrologów "Washington Post", pojawiło się ogłoszenie dotyczące żyjącego (i jak najbardziej zdrowego) Edwarda M. Gabriela, byłego ambasadora USA w Maroko. Wspomnienie było napisane w języku przypominającym dialogi z filmu "Tajemnica Brokeback Mountain". W treści wspomnienia przeczytać można było m.in.: "Chociaż już nie jesteś moim partnerem, ten dzień na zawsze pozostanie naszą rocznicą... nigdy bym Cię nie opuścił".
Ambasador był bardzo zdumiony ogłoszeniem. Twierdzi, że przez cały dzień odbierał telefony od znajomych, którzy myśleli, że umarł. Jedna z jego znajomych przyznała, że płakała dwie godziny po przeczytaniu wspomnienia.
Autorem wspomnienia był J. Peter Segall, prawnik i właściciel firmy świadczącej usługi public relations, przyjaciel ambasadora od 30 lat. Gabriel powiedział, że Segall co roku robi mu psikusa, ale zazwyczaj miały one charakter bardziej prywatny. Segall przeprosił za incydent na łamach "Washington Post" przyznając, że jest dorosłym mężczyzną, który postąpił w sposób bardzo niedorosły.
Sama redakcja "Washington Post" również przeprosiła za całe zdarzenie. W przeciwieństwie do nekrologów, które zawsze są sprawdzane pod względem prawdziwości, wspomnienia nie wymagają weryfikacji przez wydawcę. Całostronicowe ogłoszenie wykupione przez Segalla kosztowało 322 dolary.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz