25 marca 2008

Tradycyjne media nie powinny lekceważyć możliwości internetu

Tradycyjne media, które równolegle ze swoją działalnością nie potrafią wykorzystać internetu do swojego rozwoju, mogą mieć w niedalekiej przyszłości problemy.

Do ponownego (nie wiem już który raz) myślenia na ten temat skłoniły mnie dwa równoległe orędzia, które odbyły się prawie w tym samym czasie, i które w podobnym momencie zostały dodane na YouTube.

Pierwsze z nich to jedno z niezliczonych przemówień amerykańskiego kandydata na prezydenta, senatora Baracka Obamy. W tydzień po przemówieniu i umieszczeniu wystąpienia na YouTube, w Internecie obejrzało go ponad 3,200,000 osób. Liczba komentarzy przekroczyła 6,000.


Drugie z nich jest nam bliższe. Chodzi mi oczywiście o zeszłotygodniowe orędzie prezydenckie dotyczące ratyfikacji traktatu lizbońskiego. Na YouTube fragmenty orędzia zostały dodane mniej więcej w tym samym momencie co wystąpienie Obamy. Łączne zainteresowanie w ciągu tygodnia nie przekroczyło 50,000 odsłon. Nie pomogły wzmianki we wszystkich mediach, ani te na temat pomysłu Jacka Kurskiego z podłożeniem motywu z "Polskich Dróg", ani historia ze zdjęciami ze ślubu dwóch kanadyjskich homoseksualistów.


Fakt, orędzie Prezydenta Kaczyńskiego miało olbrzymią oglądalność w telewizji. Osiem milionów widzów to nie lada wyczyn. Nawet w porównaniu z wystąpieniem Obamy jest to dużo więcej - Obamę obejrzało na żywo około 4 milionów widzów (na żywo transmitowały wystąpienie trzy stacje: Fox News Channel, CNN i MSNBC - dane podaję za Media Bistro). Warta uwagi jest jednak godzina transmisji obu wystąpień. W polskiej telewizji orędzie Prezydenta wyemitowane zostało w najlepszym paśmie, a Obama występował w Filadelfii w środę przed południem (między 10.53 a 11.31).

Dlaczego podaję i w ogóle porównuję te dane? Trochę celowo pomijam liczbę mieszkańców obu krajów, a także ich stopień rozwoju. Z jednej strony zadziwiające jest, że jedno medium (YouTube) jest w stanie przyciągnąć 45-minutowym wystąpieniem ponad 3 miliony zainteresowanych w ciągu tygodnia. Z drugiej strony dziwi mnie brak podlinkowywania pod YouTube (tudzież umieszczania samego video z prezydenckiego orędzia) przez redakcje internetowe ogólnopolskich gazet. Przecież takie działanie byłoby korzystne zarówno dla strony internetowej gazety (większa liczba odsłon), jak i dla samego YouTube.

A może nie jest to kwestia różnych mediów - w Polsce i USA, tylko dwóch rodzajów polityki: u nas i za oceanem?

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Moim zdaniem jest to kwestia zarówno wielkich różnic w stylu uprawiania polityki, jak i w podejściu dziennikarzy do tego co robią (i dla kogo to robią)

Marek Miller (eM) pisze...

Zgadzam się.
Tak sobie pomyślałem jeszcze, że kwestia języka nie jest bez znaczenia. Nadchodzące wybory w USA i zmagania Demokratów obserwuje cały świat, a ludzi znających angielski jest "odrobinę" więcej niż polski. Część tego trafficu musi pochodzić spoza USA.