26 marca 2008

Jarosław Kurski na temat przyszłości dziennikarstwa

Ciekawy wywiad z Jarosławem Kurskim, zastępcą redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej", opublikował wczoraj Editor's Weblog, oficjalny blog Światowego Forum Wydawców (World Editors Forum). Rozmowę przeprowadził Jean Yves Chainon. Dla leniwych zamieszczam tłumaczenie.

Editors Weblog: Jak Pan sądzi, jak długo będzie Pan jeszcze definiował swoją firmę jako wydawnictwo gazetowe lub firmę bazującą na usłudze poligraficznej?

Jarosław Kurski: Przestaliśmy być wydawnictwem wyłącznie gazetowym już w roku 1993, kiedy uruchomiliśmy pierwsze forum internetowe. Dzisiaj mamy ich miliony. Nasz portal Gazeta.pl każdego miesiąca odwiedza 6 milionów unikalnych użytkowników. Jest to magiczna liczba, jako że jest to także całkowita liczba czytelników papierowego wydania "Gazety Wyborczej".

Historia naszej korporacji rozpoczyna się wydaniem papierowej gazety w 1989 roku, ale dzisiaj jesteśmy jednym z wiodących koncernów multimedialnych w Środkowej i Wschodniej Europie. Wydajemy gazety, magazyny i książki, mamy sieć stacji radiowych i firmę zajmującą się reklamą outdoorową.

No i mocno inwestujemy w media cyfrowe. Nasz Zarząd ma ambicje, by za 3 lata ponad połowa naszych zysków pochodziła z branż innych drukowane. Jak na tę chwilę, nasze strony internetowe docierają do 44 procent użytkowników internetu w Polsce. To niespotykany rezultat jak na wydawcę gazety codziennej.


EW: Na tegorocznym Światowym Forum Ekonomicznym w Davos, w trakcie panelu dotyczącego przyszłości gazet, padło stwierdzenie, że gazety drukowane znikną przed 2014 rokiem. Do jakiego stopnia zgadza się Pan z tą tezą?

JK: Futuryści lubią czysto hipotetyczne przewidywania, ale jako dziennikarz wolę przyjrzeć się faktom.

Od 2003 ukazało się siedem nowych ogólnopolskich dzienników na naszym rynku. A zatem każdego roku mieliśmy nowego konkurenta. Czy jest to oznaką jakiejkolwiek słabości medium drukowanego?

Wierzę, że tak długo jak będziemy mieć coś ważnego do powiedzenia, a ludzie tutaj będą chciali nas słuchać i dyskutować z nami, tak długo istnieć będzie "Gazeta Wyborcza". Ważny jest przekaz i dialog, nie kanał komunikacji.

Jeżeli druk przestanie się liczyć, wówczas będziemy przekazywać nasze pomysły w inny sposób. Gazety nie umrą, ale się zmienią.

I wreszcie: polskie słowo "gazeta" nie zawiera żadnego odniesienia do papieru. Więc nawet jeśli futuryści się nie mylą i papierowe media znikną, Gazeta nadal pozostanie na rynku.


EW: Na przestrzeni kilkusetletniej historii dziennikarstwa, czy uważa Pan, że narodziny dziennikarstwa elektronicznego jest pewnym ciągiem w continuum, czy całkowitym oderwaniem się od wcześniejszych form dziennikarstwa?

JK: W dziennikarstwie chodzi o przystępne przekazywanie informacji i opowiadanie historii na tyle ważnych, że poruszą one społeczność. Doceniam elektroniczne narzędzia dziennikarskie, są wspaniałe i bardzo pomocne, ale to tylko narzędzia. Wciąż potrzebna jest historia, opowiadający tę historię oraz społeczność. Zatem, czy cokolwiek tak naprawdę zmieniło się w dziennikarstwie?


EW: Czy wierzy Pan w rosnącą rolę użytkownika w procesie tworzenia newsa i czy uważa Pan to za szansę czy zagrożenie dla profesjonalnych dziennikarzy?

JK: Ta aktywna rola jest więcej niż potrzebna. Proszę pozwolić mi przytoczyć kilka przykładów z "Gazety Wyborczej".

Od 1996 roku obserwujemy oddziały położnicze w polskich szpitalach - chcieliśmy w ten sposób pozytywnie wpłynąć na jakość opieki medycznej w naszym kraju. Mogliśmy tam wysłać nawet i stu dziennikarzy, ale jedna matka, która rzeczywiście rodziła w danym szpitalu, potrafi opowiedzieć tę historię lepiej niż jakikolwiek reporter. Więc poprosiliśmy o pomoc młode matki. W 1996 roku otrzymaliśmy dwa tysiące listów przysłanych tradycyjną, pocztową, metodą. W 2006 roku, dzięki internetowi, zebraliśmy czterdzieści tysięcy osobistych relacji. Byliśmy w stanie ocenić 423 placówki, lub inaczej - 96% wszystkich szpitali w Polsce. Nie osiągnęlibyśmy tego gdyby nie nasi czytelnicy.
Kiedy całkiem niedawno opisywaliśmy masową migrację Polaków do krajów Europy Zachodniej, tuż po akcesji Polski w szeregi Unii Europejskiej w 2004, poprosiliśmy naszych czytelników o pomoc. Setki przyłączyły się do naszych reportaży.
Kiedy wezwaliśmy do ochrony Rospudy, dzikiej rzeki w północno-wschodniej Polsce, skazanej przez rząd na zniszczenie, poprosiliśmy czytelników o wsparcie - tysiące z nich wzięło udział w marszach protestacyjnych, setki protestowały na miejscu zdarzenia.

W trakcie dyskusji o kryzysie w systemie rent i emerytur, poprosiliśmy o radę czytelników i opublikowaliśmy najlepsze w historii poradniki dotyczące inwestowania.

Postrzegamy interakcję z czytelnikami nie jako kolumnę złożoną z listów na 86 stronie. Tu chodzi o zachęcenie czytelników do odegrania kluczowej roli w procesie wydawniczym.


EW: Czy uważa Pan złoty wiek dziennikarstwa śledczego za przeszłość, czy jest ono może na początku swej drogi?

JK: Dziennikarstwo śledcze jest samym środkiem naszego dziennikarstwa i skoro nasz świat staje się coraz bardziej skomplikowany, widzę rosnącą potrzebę tego rodzaju dziennikarstwa w społeczeństwie.

Żyjemy w świecie zalanym informacją, a ta informacja podawana jest w cząstkach tak małych, że czasem trudno zobaczyć pełen obraz. Potrzebujemy rozsądnych dziennikarzy do rozwiązywania takich zagadek.

Żyjemy w świecie natychmiastowej informacji, ale często dotyczy ona zaledwie wierzchołka góry problemów i wyzwań, które przed nami stoją. Potrzebujemy doskonałych dziennikarzy, by pokazać, czego NIE pokazały telewizja ani internet. Mamy potrzebę zrozumienia, co naprawdę miało miejsce.

Żyjemy w świecie, w którym coraz większe znaczenie ma PR i wizerunek, a to zmienia sposób, w jaki uprawiana jest polityka. Potrzebujemy mądrych dziennikarzy, by dostrzegli co jest ukryte za zasłoną, by zadawali niewygodne pytania, by patrzyli na ręce tym, którzy są u władzy.

Żyjemy w globalnej wiosce, w której światowa gospodarka i duże korporacje wpływają na życie i interesy jej mieszkańców. Potrzebujemy dziennikarzy śledczych by zapewnili nam rzetelną informację potrzebną do podejmowania lepszych decyzji.

W poniedziałek 10 marca byliśmy jedynymi, którzy podali informację o katolickim księdzu, który miał wykorzystywać seksualnie młodych chłopców i o trzech biskupach, którzy mimo wcześniejszego poinformowania, opierali się zbadaniu tej sprawy przez ponad 13 lat! Wydajemy "Gazetę Wyborczą" między innymi po to, by i takie historie ujrzały światło dzienne.


Rozmowę przetłumaczyłem za zgodą Editor's Weblog, organizatora zbliżającego się World Editors Forum w Goeteborgu

Brak komentarzy: